Prolog geologicznego turysty

Od dziecka mieszkam w Lublinie. Oczywiście nie jest to jakiś szczególny powód do dumny, bo zupełnie nie zależało ode mnie gdzie postawił dom mojego dzieciństwa dziadek Władysław. A było to za II Rzeczypospolitej, we wsi Czechów, przy starej warszawskiej rogatce miasta. Chociaż zdołałem zobaczyć sporo świata, może barwniejszego i bogatszego niż moja rodzinna okolica, to miejsce „stałego pobytu” pozostaje zawsze czymś szczególnym. A pobyt ten jest rzeczywiście stały, bo trwa już z górą pół wieku!
Domek nasz nieduży, ale murowany (co w naszej dość zapyziałej dzielnicy wcale nie było zasadą) stał w całkiem pokaźnym ogrodzie. Tam na trawie, wśród stojących rzadko  owocowych drzew, między krzakami jaśminu i jesionolistnych klonów upłynęło całe moje dzieciństwo i trochę młodości. W ramach nieograniczonej inwencji jaką dzieci wykazują wymyślając swoje zabawy , a może w ramach zlecanych nam przez rodziców prac (tak, tak - dzieci musiały wtedy pracować i same sobie wymyślać zabawy!) zdarzyło się nam czasem kopać doły. Nie brzmi to może dziś szczególnie atrakcyjnie, nie jeden pewnie usłyszał w dzieciństwie od swoich rodzicieli  - "Jak się nie będziesz uczyć, to doły będziesz kopać!". Wtedy jednak pamiętam, że opanowywał mnie  prawdziwy szał poznawczy, wymachując większą ode mnie łopatą zaciekle kaleczyłem ziemię, aby odkryć co tam też może być w głębi?
Po zasłyszeniu kilku pogłosek oraz poczynieniu pewnych obserwacji powziąłem podejrzenie, że powinienem dokopać się do skały! Przyjąłem słuszne skądinąd założenie, że skoro Ziemia zbudowana jest ze skał, to wdrążając się w glebę ogródka dotrzemy wreszcie do tego istotnego budulca naszej planety i zobaczymy jakże on tutaj wygląda? Z pomocą brata i ku dezaprobacie mamy, która widziała dla naszej energii ujście raczej w skopywaniu grządek, przedzieraliśmy się przez darń i warstwę gleby z uwijającymi się w niej dżdżownicami oraz uporczywie zagradzającymi drogę korzeniami drzew. Dość szybko ukazała się nam brązowo-żółta glina, która w miarę jak zagłębialiśmy się stawała się coraz bardziej spoista i twarda. Walczyliśmy z nią zaciekle z coraz większym trudem, aż dół był już niemal mojego wzrostu, a nad nami piętrzyła się wielka góra żółtego urobku. Niestety skały nadal „ani widu ani słychu”. Zniechęcony i zmęczony zaniechałem dalszej penetracji, a nasza próba przewiercenia Ziemi została przez mamę trywialnie spożytkowana jako… śmietnik. Nawiasem mówiąc los ten spotyka często stare geologiczne odkrywki.
Zatem fiasko, zawód i klapa? Nie do końca. Zaczęło mnie bowiem gnębić pytanie, skąd pod moim domem wzięło się aż tyle gliny? Glina jak wiadomo kojarzy się z wodą, ale gdzie tu woda – nasza dzielnica stała na dość płaskim wyniesieniu i od najbliższej rzeczki Czechówki dzieliło nas kilka innych wyższych wzgórz. A dlaczego glina w dalszej okolicy jest inna? Inna niż na przykład w wąwozach niedalekiej ulicy Spadowej, gdzie zachęceni przez opowieści o dzielnych polskich wspinaczach uprawialiśmy dzielnicowy himalaizm na sznurku od bielizny. Tamtejsze urwiska miały wyraźnie jaśniejszy kolor i w upale lata pyliły tak, że bawiący się z nami czarny pies Kajtek wyglądał jak fachowo upudrowany cielistym podkładem, zupełnie inaczej niż nasza twarda, glina podwórkowa. Tak odkryłem w sobie coś, co jak się okazało nie jest powszechnym zjawiskiem. Odkryłem potrzebę poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co działo się tu przedtem, kiedy nie było nas? A co było jeszcze wcześniej, kiedy nie było naszych dziadków, kiedy nie było Polaków, kiedy nie było ludzi w ogóle, a może nawet kiedy nie było życia? Z czasem pytania mnożyły się i znajdywanie na nie odpowiedzi w książkach, filmach, na wykładach ludzi wiedzących i wreszcie w internecie stało się wielką przyjemnością mojego życia.
W czasie wycieczek po Polsce i świecie, które odbywałem z przyjaciółmi i które organizowaliśmy w ramach działalności Medycznego Klubu Turystycznego w Lublinie obserwowałem, że ciekawość przeszłości, również tej geologicznej dotyczy wielu osób i że można ją rozbudzić, jeśli potrafi się o niej ciekawie opowiedzieć, a jeszcze lepiej ciekawie ją pokazać. Tytuł czytanego przez Ciebie czytelniku dzieła mówi o „historii naturalnej”. Kiedyś, od czasu oświecenia, termin ten oznaczał nauki przyrodnicze w ogóle, stąd liczne na zachodzie słynne muzea historii naturalnej, które są właściwie muzeami przyrodniczymi. Ja przyjąłem prostsze znaczenie, historia naturalna to po prostu historia (dzieje) natury, w przeciwstawieniu do historii (dziejów) człowieka.
Popularnonaukowe serie filmowe o historii Ziemi biją w wielu krajach rekordy oglądalności i zarabiają niemałe pieniądze w dużych kanałach telewizyjnych. Wydaje się, że w Polsce jest inaczej i nie dlatego, że nie byłoby o czym pisać. Geologiczne dzieje Polski są nie mniej ciekawe niż amerykańskie czy brytyjskie, a odkrycia geologiczne i paleontologiczne na terytorium naszego kraju, szczególnie w XXI wieku przebijają się do światowej nauki. Tymczasem nie powstała dotąd całościowa popularna książka o geologicznych dziejach ziem polskich, a jeśli chodzi o serie filmowe to chlubnym wyjątkiem jest 12-odcinkowa „Historia naturalna Polski” wyprodukowana przez Uniwersytet Gdański w 2005 roku.  Pomijając fakt, że znalezienie tego filmu dzisiaj graniczy z cudem, to dzieje sensu stricto zajmują w nim tylko część. Jest to raczej dzieło dość ogólne, koncentrujące się na procesach klimatycznych, geologicznych i ekologicznych. Jeśli chodzi o nasz własny region - Lubelszczyznę jak się pewnie spodziewacie nie jest lepiej. Chyba jedynym telewizyjnym przedsięwzięciem, które zahaczało o dzieje geologiczne naszej małej ojczyzny był bodaj 16-odcinkowy serial TVP z 2022r "Geograficzne fenomeny Lubelszczyzny". 
Są oczywiście publikacje naukowe i podręczniki akademickie. Chyba najlepszą taką książką jest „Geologiczna historia Polski” Marka Narkiewicza z Państwowego Instytutu Geologicznego wydana w 2020 roku. Pozycje te są jednak napisane tak hermetycznym językiem, że osoba wyposażona w przeciętną szkolną wiedzę na temat geologii czy geografii nie zrozumie wiele lub zgoła nic. Poczytajcie sami:
„Od późnej jury pojawiły się w południowej części opisywanego obszaru pierwsze objawy reżimu kompresyjnego, związane początkowo z subdukcją lub obdukcją skorupy oceanicznej. Nastąpiło wówczas zamknięcie zachodniej części Neotetydy (ocean Meliata) na skutek aktywności strefy subdukcji nachylonej ku SE i E”
Na pewno wszystko rozumiecie, chyba że… już śpicie? A jest to fragment wybrany na chybił trafił. Poza ogromną wiedzą i ciężką pracą autora, książka ta ma też zasadniczy mankament dla miłośnika krajoznawstwa i geologii historycznej - nie odnosi się do konkretnych miejsc w terenie, gdzie można historię zobaczyć na własne oczy, nie jest bowiem przewodnikiem, lecz podręcznikiem.
Jestem z wykształcenia lekarzem i nie czuję się kompetentny, aby taką książkę o historii geologicznej naszego kraju napisać. Powinien to zdecydowanie zrobić geolog, paleontolog czy geofizyk. Ale ileż można czekać, aż środowisko polskich fachowców wyda z siebie osoby chcące chętnym profanom pokazać przystępną, ale obszerną wizję dziejów geologicznych? Pewnie długo, zatem mam własną propozycję.
Dzięki nowym kanałom medialnym sytuacja znacznie poprawiła się w drugiej dekadzie nowego wieku. Pojawiło się kilka doskonałych popularnonaukowych kanałów internetowych, gdzie amatorzy i fachowcy na piśmie i w postaci ciekawych prezentacji filmowych próbują ogarnąć i przekazać zwykłemu widzowi ogrom dziejów planety. Ubocznym efektem covidowej pandemii było poznanie przeze mnie dobrej youtubowej roboty jaką wykonują dla polskiego widza na przykład Krzysztof Poznański z Naukovo TV czy Daniel Tyborowski z Muzeum Ziemi PAN.
Zatem można, można a nawet trzeba! Wybiorę więc dla Was według mojej skromnej wiedzy mały fragment tej skalnej układanki, która tworzy powierzchnię naszego kraju. Będzie to oczywiście ten obszar, który od półwiecza znam najlepiej – Lubelszczyzna. Spróbuję opowiedzieć o dziejach geologicznych tego obszaru w sposób na ile to możliwe zrozumiały, od czasów kiedy powstawały najstarsze skały tworzące podłoże Lubelszczyzny, czyli od ponad 2 mld lat temu. Zamknę swoją opowieść w obszarze obecnego województwa lubelskiego i jego bezpośredniego sąsiedztwa.
W czasie tej opowieści spróbuję Was poprowadzić po miejscach, gdzie sami będziecie mogli świadectwa tych dziejów obejrzeć. Miejsca te to odkrywki geologiczne w naturalnych skarpach lub kamieniołomach,  miejsca wierceń gdzie dokonano ważnych odkryć. Część z nich to po prostu niezbyt atrakcyjne wizualnie dziury w ziemi, ale będą również miejsca piękne krajobrazowo, historycznie i kulturowo, które zasłużyły na miano chronionych rezerwatów lub weszły w skład tworzonych dopiero geoparków. Wspomnę także o kolekcjach i muzeach lubelskich, w których zobaczycie związane z dziejami geologicznymi wystawy i artefakty. Myślę, że taka opowieść chronologiczna powiązana z opisami typowo przewodnikowymi, odnoszącymi się do konkretnych miejsc związanych z historią geologiczną, będzie najatrakcyjniejsza. Dzięki niej będzie można nie tylko ogarnąć panoramę otchłani czasu, ale też zaplanować weekendową lub wakacyjną wycieczkę śladami "Historii Naturalnej Lubelszczyzny".