Rowerowy Rajd Dunajski – edycja I niemiecka

Artykuł o naszym pierwszym podejściu do Dunaju. Tekst P. Krawczyk.

W tym roku wyruszyliśmy po raz 15 na trasę długodystansowego i wielodniowego rajdu rowerowego. Za nami pozostały bezdroża Ukrainy, przygody na trasie rajdów wokół Polski i wzdłuż Wisły. Można śmiało przypuszczać, że w trakcie klubowych rajdów pokonaliśmy trasę o długości 10 000 km, czyli trasę z Lublina do Pekinu...
Tym razem postanowiliśmy zmierzyć się z trasą wzdłuż Dunaju – drugiej pod względem długości rzeki Europy. Dunaj od źródeł rzeki Breg ma 2888 km długości (tylko Wołga – najdłuższa rzeka Europy ma na naszym kontynencie większy przebieg 3531 km). Dunaj przepływa przez 10 europejskich krajów: Niemcy, Austrię, Słowację, Węgry, Chorwację, Serbię, Rumunię, Bułgarię, Mołdawię i Ukrainę, uchodząc do Morza Czarnego wielką i dziką deltą. Założyliśmy, że trasę naddunajską pokonamy w 4 etapach: od źródeł do Pasawy w roku 2017, od Pasawy do Budapesztu w roku 2018, od Budapesztu do Belgradu w roku 2019 oraz najtrudniejszy i najdłuższy etap od Belgrad do ujścia Dunaju w roku 2020 na 15-lecie istnienia MKT.

Dunaj - wielonarodowa rzeka na tle Europy

3 i 4 sierpnia wyruszyliśmy w kierunku źródeł Dunaju w dwóch grupach. Z powodu rekordowej liczby uczestników (13 osób) i odległości do pokonania z Lublina do miejsca startu rajdu (ponad 2 000 km) musieliśmy znaleźć dwa środki transportu, co spowodowało duże problemy logistyczne oraz, co okazało się już na miejscu, sprzętowe. 3 sierpnia z Lublina wyruszyła autobusem rejsowym (trasa Lublin – Bazylea) grupa pod dowództwem Piotra Paprzyckiego, w skład której weszli: Ala Rokicka, Agnieszka Puszka, Anna Świderska, Magda Igras, Karolina Paprzycka i Paweł Szyszko. Grupa ta dotarła z przepakiem na drugi autobus w Chorzowie bez większych strat sprzętowych do Fryburga, po długich i męczących 24 godzinach podróży. Druga grupa wyruszyła 4 sierpnia do lotniska w podkrakowskich Balicach, skąd liniami EasyJet przelecieliśmy do międzynarodowego lotniska Bazylea-Fryburg-Miluza. W skład tej grupy weszli: Paweł Krawczyk, Agnieszka Mądro, Kamila Wojas-Krawczyk, Szymon Wojas, Igor Wojas i Adaś Krawczyk. Niestety transport lotniczy nie służy rowerom, które po zmontowaniu okazały się uszkodzone. Najbardziej ucierpiał rower Adasia, w którym zostało rozbite łożysko kulkowe sterów kierownicy. Musiał on na takim rowerze przejechać aż 150 km, do poniedziałku, kiedy zostały otwarte serwisy rowerowe w Niemczech.

Zapis geograficzny naszej drogi przez Badenię-Wirtembergię i Bawarię

Grupa, która dotarła autobusem do Fryburga rano 4 sierpnia, musiała na peronie autobusowym składać rozkręcone rowery, przy czym największy problem stanowiła utylizacja tekturowych pudeł (zostawiliśmy je przy koszu na śmiecie). Potem grupa zwiedziła spokojnie miasto, otwierając rajd przy niemieckim piwie na fryburskiej starówce. Następnie opodal miasta założyliśmy biwak nad Jeziorem Silbersee, oczekując przez następną dobę na resztę uczestników rajdu, próbującą sprawnie dostać się do Fryburga. Niestety, odległość, którą wykazały mapy google (40 km z Bazylei do Fryburga) oazała się w praktyce dwukrotnie dłuższa. Pierwszego dnia pokonaliśmy 35 km po francuskiej stronie Renu, biwakując w Neunburgu nad Renem po stronie niemieckiej. Następnie dotarliśmy wśród pól kukurydzy po 50 km do Fryburga, zwiedzając pospiesznie pełną turystów katedrę. Godzinę później spotkaliśmy się wszyscy nad Silbersee. Tego dnia, całą grupą wyruszliśmy asfaltowymi ścieżkami rowerowymi na północ do Waldkirch, a później na wschód w głęboką dolinę pasma gór Szwarzwaldu do Simonswald. To był kres naszych możliwości.

Następnego dnia czekał nas trudny, górski etap do prawdziwych źródeł Dunaju – Donauquelle. Początkowo asfaltowa droga do Griesbach finiszowała 6-cio kilometrową serpentyną szutrówek, która doprawdziła nas do źródeł potoku Breg – dłuższego z dwóch strumieni tworzących Dunaj, a więc według geografów również rzeczywistego źródła Dunaju. Wspięliśmy się w ten sposób równocześnie na wielki wododział europejski oddzielający zlewnię Morza Północnego od zlewni Morza Czarnego. Pokonaliśmy od doliny Renu do Donauquelle 900 m różnicy wzniesień, osiągając wysokość 1100 m n.p.m. Tylko Szymon i Igor Wojas wjechali na rowerach na tą wysokość. Pozostała część ekipy została przymusowo spieszona, pchając rowery przez ponad 3 godziny. Za Donauquelle czekał nas przyjemny górski zjazd w popołudniowym słońcu aż do Donaueschingen. Pod pałacem książęcym rodziny Fürstenbergów znajduje się drugie źródło Dunaju ozdobione barokowymi balustradami i rzeźbami. Rodzina książęca, chcąc uniknąć gróskich wędrówek ustanowiła źródła Dunaju w tym miejscu i od tej pory turyści, a nawet twórcy naddunajskiej trasy rowerowej (Donauradweg) uznają to miejsce za źródło króla rzek Europy. Trzecim miejscem, które odwiedziliśmy w Donaueschnigen było połączenie rzek Breg i Brigach – dwóch najdłuższych dopływów górnego Dunaju, uznawane za kolejny początek tym razem rzeki o nazwie Dunaj. Biwak założyliśmy na campingu nad jeziorem Riedsee opodal Donaueschingen.

Naddunajska trasa rowerowa za Donaueschnigen wprowadza w najpiękniejszy krajobrazowo fragment trasy, która na tym odcinku wije się szutrowymi drogami głeboką doliną Dunaju wśród wapiennych skałek i naddunajskich zamków i klasztorów Jury Szwabskiej. Mogliśmy podziwiać je w świetle zachodzącego słońca. Najpierw jednak trzeba było dokonać niezbędnych napraw rowerów w serwisie w Geisingen. Adaś dostał nowe łożyska steru kierownicy, ja nowe podpórki do bagażnika, które groziły złamaniem i zblokowaniem tylnego koła, a Paweł Szyszko nową szprychę, która pękła, gdy wiózł nasze śpiwory i namiot po uszkodzeniu mojego bagażnika jeszcze we Fryburgu. Niedaleko Fridingen znajduje się niezwykłe miejsce nazywane Zanikami Dunaju. Dunaj napotyka tutaj  osadowe skały wapienne i większa część jego wód wpływa w szczeliny podłoża, uciekając do Renu i do zlewni Morza Północnego. W miesiącach letnich Dunaj znika tu całkowicie, aby pojawić się nieco dalej zasilany kolejnymi dopływami, podczas gdy zimą zachowuje ciągłość. Zmiany klimatyczne i geologiczne mogą spowodować, że wkrótce miejsce to stanie się nowymi, czwartymi już źródłami Dunaju. Nocleg wypadł nam w górskim Hausen im Tal, a na kolację kupiliśmy prosto z pieca prawdziwe flammkuchen, polecane przez Alę – spcjalistkę od niemieckiej kuchni.
Tymczasem pogoda zaczęła się pogarszać. Do Sigmaringen dotarliśmy tuż przed jej załamaniem. Zwiedziliśmy potężny i bajkowy zamek Hohenzollernów – katolickich książąt, którzy rządzili XIX –wiecznym księstwem Hohenzollern-Sigmaringen i późniejszych królów Rumunii oraz naprawiliśmy ponownie ciągle szwankujący ster kierownicy u Adasia. Początek ulewy przywitaliśmy w Mengen, w którym jedynymi otwartymi sklepami była piekarnia i mięsny, sprzedające na szczęście wszystko, co było niezbędne żeby jechać dalej. Już wcześniej przekonaliśmy się, że Niemcy od południowców przejęli zwyczaj sjesty. W padającym deszczu stało się to szczególnie uciążliwe, gdy o schronienie i posiłek stało się trudno. Doszło też do pierwszej i najpoważniejszej kraksy, w której na mokrym asfalcie uczestniczyli Szymon, Agnieszka Puszka i Igor. Na szczęście skończyło się tylko na siniakach i otarciach.
Szlak od źródeł Dunaju do Pasawy nie jest zbyt uczęszczany przez rowerzystów, więc niskobudżetowa baza noclegowa nie jest duża. W Riedlingen nie znaleźliśmy ani jednego miejsca noclegowego. 3 km dalej na wschód znajdował się wiejski camping w Eichenau, dysponujący dwoma małymi domkami. Atmosfera w ekipie w związku z ciągle padającym deszczem stała się napięta. Ściśnięci po 5-6 osób w małych domkach na łóżkach i na podłodze oraz w jedynym nieszczelnym namiocie (bohaterski nocleg w namiocie spędziły Ala i Agnieszka Mądro) przetrwaliśmy noc, żeby stwierdzić, że załamanie pogody jest poważniejsze niż sądziliśmy. W pochmurny, ale bezdeszczowy dzień dotarliśmy do Ulm, gdzie zatrzymaliśmy się na sympatycznym campingu prowadzonym przez towarzystwo wioślarzy. Wieczorem i rano zwiedziliśmy miasto, wspinając się po 768 stopniach na szczyt najwyższej na świecie wieży kościelnej (161,5 m nad powierzchnią rynku). Tak zakończyliśmy nasze spotkanie z landem Badenia-Wirtembergia, resztę trasy jechaliśmy już przez Bawarię.

Kolejny dzień złej pogody dał się nam szczególnie we znaki. Rano pożegnaliśmy się z Magdą, która musiała wcześniej wrócić do Lublina. Potem przedzieraliśmy się przez szutrowe drogi wzdłuż wałów przeciwpowodziowych w nieciekawej, nizinnej scenerii. Rowery okryły się grubą warstwą błota. Po 60 km nasza determinacja spadła do zera. Udało się zanocować na campingu w Dilliningen, który dysponował niewielkim motelem. W dwóch małych pokojach zmieściliśmy prawie całą 12-osobową grupę; tylko Anka spędziła noc pod namiotem w rzęsistym deszczu.
Mieliśmy kolejną poważną awarię. W rowerze Pawła Szyszko pękła oś tylnego koła. Wyruszyliśmy rano skrótami wzdłuż głównych dróg do Donauwörth żeby naprawić uszkodzenie. Walczyłem z Pawłem, żeby dotrzeć do miasta przed główną grupą zatrzymującą się częściej, ale do celu toczyliśmy się bardzo wolno. Szczęśliwie przed sjestą udało się naprawić rower i zwiedzić kilka barokowych kościołów miasteczka. Celem tego dnia było miasto Neuburg. W miasteczku malowniczo położonym nad Dunajem znajduje się zamek hrabiego von der Pfalza – przez 5 wieków siedziba księstwa Palatynatu-Neuburga.
Niedziela była pierwszym dość pogodnym dniem od czasu, gdy opuściliśmy Hausen im Tal. Przemknęliśmy przez duże miasto Ingolstadt z daleka oglądając tamtejszy zamek. Na campingu w uzdrowisku Bad Gogging próbowaliśmy nad jeziorem ugotować obiad, ale niemieckie obyczaje nie pozwalają na korzystanie z prywatnych ławek i wody. Dlatego skazani byliśmy na drogi i niesmaczny obiad w gasthofie – jedynym czynnym podczas niemieckiej sjesty. Dalej szlak wprowadził nas do kolejnego malowniczego przełomu Dunaju, tym razem przez Jurę Frankońską. Przełom rozpoczynał się od Opactwa Benedyktynów w Weltenburgu – najstarszego klasztoru w Bawarii, założonego ok. 600 roku przez mnichów z zakonu św. Kolumbana. Wśród zabudowań klasztornych znajduje się słynny barokowy kościół zbudowany przez braci architektów Cosmasa Damiana Asama i Aegida Quirina Asama z niesłychanie barwnymi freskami i bogatymi zdobieniami. Uniknęliśmy ostrego podjazdu za Weltenburgiem, przeprawiając się promem spod klasztoru prosto do Kelheim. Nad miasteczkiem wznosi się monumentalna Hala Wolności (Befreiungshalle), upamiętniająca zwycięstwo niemieckie nad wojskami napoleońskimi.
Noc na wiejskim campingu w Hernsaal znowu była deszczowa. Sytuację ratowała duża, otwarta stodoła, w której mogliśmy posiedzieć przy naszym ulubionym niemieckim białym winie Müller-Thurgau.
Hernsaal oddalone jest zaledwie kilkanaście kilometrów od Ratyzbony. Po przeczekaniu porannego deszczu, dotarliśmy do miasta w momencie, gdy odbywały się w nim zawody triatlonowe. To utrudniło parkowanie rowerów, zwiedzanie miasta, a następnie ich odzyskanie zza linii mety. Drogę przez szpaler widzów utorował nam w niemal cudowny sposób przypadkowy motocyklista, inaczej musielibyśmy rowery przeprowadzać przez wnętrze katedry. Ratyzbona w całości wpisana jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Znajduje się w niej ponad 1000 unikalnych zabytków architektury, a starówka należy do największych w Niemczech. Być może ze względu na chaos związany z zawodami, miasto nie przypadło nam do gustu. Zwiedziliśmy obowiązkowe zabytki – gotycką katedrę, kilka wież rodowych w murach miasta, cały w remoncie kamienny most, stary ratusz, w którym obradował pierwszy parlament Rzeszy Niemieckiej oraz Starą Kaplicę z przepięknymi rokokowymi malowidłami i sztukateriami. Pospiesznie opuszczaliśmy Ratyzbonę uciekając przed zgiełkiem biegów ulicznych. Za miastem zlokalizowana jest Walhala – budowla upamiętniająca sławne germańskie postaci historyczne. Została ona wzniesiona przez króla Bawarii Ludwika I w XIX wieku na wzór greckiego Partenonu na szczycie wysokiego brzegu Dunaju. Po wspinaczce odkryliśmy we wnętrzu kilka kontrowersyjnych popiersi sławnych … Szwajcarów, Czechów i Polaków, m.in. naszego astronoma Mikołaja Kopernika. Wzdłuż wałów po szutrowych drogach dotarliśmy na nocleg do stawów i jezior w okolicy Straubing. Ostatni dzień rajdu zapowiadał się pogodnie i wymagająco. Według mapy do Pasawy pozostawało 90 km. Wyruszyliśmy z suchymi namiotami, co zdarzyło się po raz pierwszy od prawie tygodnia. Przejechaliśmy przez kilka wiosek i za Hofkirchen wjechaliśmy w ostatni w Niemczech przełom Dunaju, ciągnący się daleko za Pasawę, już na terytorium Austrii. Do miasta dotarliśmy późnym wieczorem, żeby o zachodzie słońca podziwiać zamek i barokowe fasady kościołów.

Ostatniego dnia pokonaliśmy rekordową odległość 107 km, a cała trasa od doliny Renu do Pasawy liczyła ponad 700 km. Pokonaliśmy także ponad 2 800 m podjazdów i tyle samo zjazdów. Camping w Pasawie zlokalizowany jest u ujścia rzeki Ilz do Dunaju i przeznaczony jest wyłącznie dla rowerzystów. Mogliśmy tam świętować zakończenie rajdu. Pomimo problemów logistycznych związanych z koniecznością dotarcia do odległego od Polski punktu startu rajdu, niekorzystnych warunków pogodowych oraz ciągłych napraw rowerów (każdego dnia konieczne były interwencje, czasami błahe takie jak dwukrotna naprawa łańcucha w rowerze Ali, odkręcającego się pedału w rowerze Agnieszki, czy przetartej linki od przerzutki w rowerze Szymona), dotarliśmy do mety zgodnie z planem. Czekał nas jeszcze uciążliwy powrót do domu. Wynajęty bus z przyczepką na nasze rowery dotarł do nas z 3-godzinnym opóźnieniem, a wraz z nami do Krakowa, gdzie zostały samochody ekipy podróżującej samolotem o godzinie 23. W Lublinie zawitaliśmy dopiero po 5 rano.

Mimo wielu problemów nasze przedsięwzięcie zakończyło się sukcesem. Dzięki niemu mamy także potencjalnych trzech nowych członków Klubu. Możemy również planować kolejny etap rajdu wzdłuż Dunaju od Passawy przez Wiedeń i Bratysławę do Budapesztu. Odcinek z Passawy do Wiednia uznawany jest za najbardziej atrakcyjny i najbardziej uczęszczany fragment Donauradweg. Najprawdopodobniej wystartujemy bezpośrednio z Lublina do Monachium, skąd pociągiem przedostaniemy się do Pasawy. Stamtąd czeka nas 700 km rowerowej włóczęgi. Z Budapesztu kursują do Warszawy nocne pociągi. Do zobaczenia na rowerowym szlaku za rok.