Górskie początki MKT – zimowe Bieszczady

Tekst: P. Paprzycki

Pod koniec 2003 roku Paweł Krawczyk i ja byliśmy po zakończonym sukcesem wejściu na Jabal Toubkal - najwyższy szczyt Atlasu marokańskiego, który jest jednym z najłatwiej dostępnych dla Europejczyka 4-tysięczników nielodowcowych. Zachęceni efektami sięgnęliśmy marzeniami w góry lodowcowe (Alpy?) a to wymagało ode mnie lepszego obycia ze śniegiem i zimnem w górach. Nic dziwnego, że zainteresowała mnie propozycja spędzenia w grupie kilku dni w Bieszczadach, w lutym 2004r. Oprócz kilku innych znajomych, w góry wybrali się z nami także Piotr Klimek i Norbert Grząśko, również zainteresowani zimowaniem na wysokościach i przyszłą górską eksploracją. 
Bazą wypadową była miejscowość Wołosate, skąd wyruszyliśmy na Tarnicę i przez Bukowe Berdo do Mucznego. Warunki były dość trudne, silny wiatr i słaba widoczność sprawiły, że były problemy nawet z dotarciem na przełęcz pod Tarnicą i ze znalezieniem na Tarnicy krzyża!  Na szczęście potem nieco się wypogodziło i wędrówka po przewianym twardym śniegu była już tylko przyjemnością. Gorzej z zejściem do lasu, gdzie szlak zagubił się w sięgających piersi zaspach - czekało nas iście himalajskie torowanie. Na noc zawitaliśmy do samotnej chatki nad Sanem na odludziu bieszczadzkiego worka, gdzie spędziliśmy zimną i śnieżną noc, przy ciągle wygasającym piecu.
W drodze powrotnej padła propozycja (wydaje mi się, że wystąpił z nią Norbert Grząśko) - sformalizujmy naszą działalność, zarejestrujmy Klub, potrzeba tylko 15 osób! Wtedy jest szansa na afiliowanie przy innych organizacjach i jakieś dotacje. Zawsze lepiej prowadzi się rozmowy nie jako osoba prywatna, ale organizacja -  może będziemy mieć jakieś dodatkowe środki. Ta myśl nurtowała nas  przez niemal cały rok 2004-ty, także podczas eskapad rowerowych i alpejskich. Sądzę, że właśnie wtedy zakiełkowała myśl o utworzeniu MKT.